Dzisiaj chciałabym podzielić się moimi odczuciami po zakupie i późniejszym stosowaniu tytułowego balsamu. Kupiłam go stosunkowo niedawno, bo nie minął jeszcze miesiąc. Polowałam na niego już na wakacjach, dokładniej przed wyjazdem, jednakże cena, którą musiałabym zapłacić za 250ml balsamu (który później i tak muszę z siebie zmyć) nie jest ceną, jaką chciałabym wydać. Co prawda drogeria Rossmann na szczęście ratuje sytuację i cena jest nawet dobra (w porównaniu do hipermarketu Tesco). Swój nabyłam, jednak w Lidlu. Na promocji - za 13 zł. I byłam zadowolona z upolowanej zdobyczy.
Należę do tego rodzaju kobiet, które uwielbiają mieć gładką, aksamitną skórę, ale nienawidzą się balsamować. Nie jestem egipskim umarlakiem (cudowne słowo ze Scooby Doo ;)), aby balsamować się przed śmiercią. ;) Jednak kremy nawilżające muszą jakoś znaleźć swoje miejsce w moim planie dnia. Akcja reklamowa - innowacja, balsam pod prysznic - skłoniła mnie do spróbowania. Reklama, która ciągle (jakby puszczana w kółko!) była hitem w przerwie między projekcjami filmu czy programu dawała mi się we znaki. Coraz bardziej chciałam mieć spokój z nakładaniem kremów i po prostu z czystej ciekawości chciałam spróbować czegoś nowego. Pomysł - ekstra. Balsam, na którego wchłonięcie nie muszę czekać. Zmywam nadmiar, pozostaje na skórze film balsamu, który nawet po wytarciu ręcznikiem nadal jest. Czy to na pewno zachęcające? Osobiście nie lubię mieć tego 'filmu', ale... Skóra była gładka i pachniała całkiem przyjemnie. To co mnie zadowalało, to właśnie ta delikatność. Sama konsystencja balsamu była okej. W sumie na początku byłam mile zaskoczona. Jedyne co mi nie pasowało, oprócz filmu, do którego zdołałam się przyzwyczaić, to fakt, że: a) opakowanie po użyciu balsamu stawało się niemiłosiernie śliskie i wypadało z dłoni; b) cała wanna była 'nawilżona' do tego stopnia, że można było sobie skręcić kark na tej super śliskiej powierzchni. No cóż, coś za coś, można by powiedzieć. Z kolejnym tygodniem, może nawet dwoma, zauważyłam okropną kondycję mojej skóry. Krostki, wysypka oraz swędzenie skóry. Jako, że przed zakupem miałam iść do dermatologa, nie sądziłam, że owy kosmetyk mógł zagrozić mojej skórze - przecież to Nivea! A ich kremy (oryginal) nie wyrządzają szkód... A tutaj psikus. Do lekarza chciałam się zgłosić z problemem krostek na buzi, a nie na całym ciele. I już prawie poszłam do tego dermatologa z moim wstydliwym problemem, który nagle się powiększył, gdyby nie zastanowienie: co się zmieniło? A zmieniłam/dodałam do kosmetyków do pielęgnacji całego ciała tylko ten balsam.
Poszperałam, poszukałam i co? Znalazłam dziewczyny z podobnym problemem. Swędzenie skóry i wysypka. Balsam pod prysznic mogę nazwać porażką. Pod względem ceny, jakości, wydajności, skutków ubocznych i składu nie do końca fajnego. Niestety, może jestem tą osobą 1 na 1000, jednak ten specyfik zapycha moje biedne pory. Skóra stała się okropna. Co z tego, że po prysznicu będę mieć przez godzinę gładką skórę, a później swędzi mnie jak cholera? :/ Bubel Nivea chyba wpisał się na moją listę rzeczy do natychmiastowego odstawienia. Na zawsze.
Nie polecam. Szkoda, bo pomysł naprawdę dobry - tylko nie dopracowany.
0 komentarze:
Prześlij komentarz